Mój pamiętnik

Wstęp
Od bardzo dawna zbierałem się aby napisać ten pamiętnik, ale nie bardzo wiedziałem jak ubrać w słowa to co chcę w nim napisać. Jestem w tej chwili w dosyć skomplikowanej sytuacji. Rodzice moi już odeszli, a jedyny brat, którego mam, jest alkoholikiem. Rodzice zresztą też byli alkoholikami, jednak brat uzależnił się po śmierci mamy, która odeszła pierwsza. W moim pamiętniku, który za chwilę zacznę pisać, będę chciał opisać swoją przeszłość koncentrując się na swoich uczuciach, a powstrzymując się od oceny.
Jest to mój punkt widzenia na przeszłość i osoby, które będą go czytały prosiłbym o jedno. Uczyńcie wysiłek i w tym miejscu spróbujcie bezkrytycznie wczuć się w moją sytuację, której korzenie sięgają tak naprawdę dzieciństwa.
Dzieciństwo
Obaj (ja i brat) jesteśmy DDA. Obaj pochodzimy z domu w którym był alkohol, kłótnie, dewastowanie mieszkania, poniżanie. Tu stroną czynną był ojciec. Tylko że brat, o ile pamiętam, wolał wyjść z domu, wolał nie wtrącać się w kłótnie rodziców (myślę tu o czasach, kiedy mieszkaliśmy z rodzicami). Ja natomiast zawsze broniłem mamy przed ojcem, przez co wielokrotnie miałem wrażenie, że on mnie nienawidził. Ojciec lubił mnie bić – wtedy ja na złość jeszcze bardziej broniłem mamy (miałem nadzieję że mama nie pozwoli mnie bić)
Ojciec traktował mnie okropnie. To poniżanie, to bicie mnie po głowie, wyzywanie od osłów i pretensje, że jestem podobny do mamy, bo ludzie tak mówili. Brat był przez niego faworyzowany (tak ja to czułem) a ja byłem wielokrotnie przez niego poniżany - po prostu czułem że on mnie nie kocha. Zamiast być w pełni dzieckiem (którym w końcu byłem) to czułem, że jeśli nie będę bronił mamy, to stanie się jej coś złego. Ja tak czułem, ja – dziecko które wtedy samo potrzebowało opieki. Z jednej strony byłem silny (psychicznie oczywiście) aby walczyć, a z drugiej straciłem zupełnie wiarę w siebie. Poczucie mojej własnej wartości było tak niskie, że sam nie wiem jak ja przez to przeszedłem. Ale nigdy nie dotarło do mnie, że żyję w rodzinie alkoholowej. Kiedyś sprawdziłem nawet, czy ojciec czasem nie musiał brać ślubu, bo może rodzice wpadli ze mną. Ale nie – zostałem poczęty miesiąc po ślubie. Tylko że dla ojca może było to za szybko – zrezygnować z kumpli i dorosnąć. Ale gdzie tu moja wina.
Kiedyś zacząłem ćwiczyć z kolegą (ćwiczenia siłowe – sztanga, drążek, oraz proste techniki walki). Nabrałem trochę siły i być może pewności, bo jak któregoś dnia ojciec próbował mnie uderzyć , to obroniłem się i zapowiedziałem mu że już nigdy nie dam się przez niego uderzyć. Nigdy jednak nie uderzyłem go.
Potem jak tylko broniłem się, to mówił że to ja na niego podnoszę rękę i jeszcze bardziej dokuczał.
Studia
Może to skłoniło mnie do tego, że wybrałem studia w Warszawie (teraz wiem, że to kolega mnie na nie namówił, bo ja sam nie uwierzyłbym, że dam radę). Czułem, że to co jest w domu, jest toksyczne, że jestem bezsilny. Chciałem po prostu odpocząć psychicznie. Ile ja się wtedy nasłuchałem od ojca ile to ich kosztuje utrzymanie mnie w Warszawie, że miałby już dawno cinquechento. I tu zaczęły do mnie dochodzić teksty, że ja od rodziców otrzymałem studia, więc bratu należy się mieszkanie.
Mam nadzieje, że rozumiecie moją sytuację. Piszę tu o swoich uczuciach, rozterkach i własnym poczuciu winy, tzn: czy dobrze zrobiłem studiując w Warszawie, czy nie wydaję za dużo, chociaż oszczędzałem do granic możliwości, czy utrzymam się na studiach, i wiele, wiele innych. Ja tam orałem a jak tylko przyjeżdżałem do domu, to słyszałem od mamy jak ojciec ją traktuje a od ojca ile to ja ich kosztuję i co oni kupiliby sobie gdyby nie moje studia.
Przez cały ten okres czułem się gorszy od innych, gorszy od brata. Tylko nie mam pojęcia (to pytanie wtedy sobie zadawałem), czemu akurat od brata. Brat prowadził zabawowy tryb życia, a ja przechodziłem w Warszawie prawdziwą szkołę życia, bo moja wiedza z zaocznego technikum gastronomicznego była tak nikła, że z ledwością dawałem sobie radę na studiach.
Jednak miałem tam wiele wspaniałych chwil. Zrealizowałem tam swoje marzenie z dzieciństwa - zapisałem się na TAE-KWON-DO gdzie uczęszczałem blisko 4 lata.
Poznałem wielu ludzi, w tym ludzi nauki. Zwłaszcza jednego z nich bardzo podziwiałem i szanowałem. Stał się On dla mnie autorytetem, wzorem do naśladowania (nie ojciec, niestety). Był to profesor niesamowicie inteligentny, który  czasami w chwilach wolnych mówił z wielkim zaangażowaniem, miłością i dumą o swojej rodzinie, o żonie, dzieciach a jednocześnie czułem, że jego praca była dla niego pasją. Tak bardzo marzyłem wtedy o tym aby również mieć taką rodzinę i być szczęśliwy.
Całe studia był  to jednak dla mnie potężny wysiłek głównie psychiczny i finansowy. Jak się okazało, w „nagrodę” za to miałem zostać pozbawiony spadku po moich rodzicach. Tak mi oznajmiono. Na studiach miałem już świadomość, że moi rodzice są alkoholikami, lecz wmawiałem sobie że tak nie myślą, że to alkohol, że kochają nas (mnie i brata) tak samo. Dlatego bardzo zaskoczyło mnie, że brat też ustawił się po ich stronie, że też uważał, że należy mu się więcej niż mi. Potem po mojej szczerej rozmowie z mamą, mama powiedziała mi, że tak nie myśli i że jest dumna ze mnie i żałowała bardzo, że brat nie uczył się. Mama musiała też rozmawiać ze swoją rodzoną siostrą, bo ona też potwierdziła, że mieszkanie po rodzicach należy się nam obu. Jednak nie rozumiałem, czemu brat ciągle czuł, że należy mu się coś więcej niż mi.
 Ślub
Jeszcze na studiach poznałem wyjątkową dziewczynę. Nie przypadła jednak do gustu moim rodzicom, zwłaszcza mamie. Gdy mama zobaczyła, że wszystko zmierza ku temu, że będziemy razem, powiedziała mi pewnego dnia, że to jest zła partia dla mnie i że powinienem znaleźć sobie kogoś po studiach. Odpowiedziałem mamie, że ja patrzę sercem, nie korzyściami materialnymi i nie zrezygnuję z niej. Ostatecznie zostałem postawiony przed wyborem: albo rodzice, albo ona. Wybór był oczywisty. Mało tego. Zaplanowaliśmy ślub w Częstochowie na Jasnej Górze przed obrazem Matki Boskiej. Ktoś pomyśli, że to może super. Ale my wybraliśmy Jasną Górę głównie dlatego aby nie było alkoholu. Niestety, dużo mnie to kosztowało. Rodzice moi nie pojechali na mój ślub i nie dali mi (nam) błogosławieństwa. Dodatkowo na ślubie podczas komunii zakonnik zapytał nas, gdzie są rodzice Pana Młodego. Inni odpowiedzieli, że nie ma (ja nie mogłem słowa wykrztusić). Kolejne pytanie zakonnika dobiło mnie. Zapytał: „Nie żyją?”. Do dziś nie wiem dokładnie co inni odpowiedzieli, ale ja wtedy poczułem się jak sierota, jak ktoś, komu rzeczywiście rodzice umarli. Jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu człowieka, a moi rodzice nawalili. Brat był u nich na pierwszym miejscu. Ja zostałem odsunięty. 
Po ślubie wynajęliśmy mieszkanie. 
Własne mieszkanie
Po 1.5 – rocznym tułaniu się po stancjach postanowiliśmy kupić własne mieszkanie. W okresie załatwiania kredytu pierwszy raz spotkałem się z terminem DDA.
(Reszta w zakładce "O sobie")