piątek, 28 września 2012

Co tam u mnie......

Powinienem częściej opiekować się moim blogiem, ale moje 3-letnie bliźnięta skutecznie mi to "ułatwiają inaczej". Mimo to będę mobilizował się, aby pisać. Chciałbym swoje wspomnienia ocalić od zapomnienia. Nie chcę ich zamykać, nie chcę zakopywać gdzieś głęboko i nie chcę o nich zapomnieć - mimo wszystko. Teraz wiem, że to nie jest wyjście z sytuacji, bo jeśli zapomnienie o tych złych wspomnieniach  ma pomagać w życiu DDA, to dlaczego ludzie DDA trafiają na terapię, dlaczego ja tam trafiłem? Przecież wydawało mi się, że zapomniałem. NIE - trzeba zmierzyć się z tym. To takie właśnie podejście pomaga, mi pomogło. Mam towarzyszkę życia, która to rozumie, mam FANTASTYCZNE dzieciaczki, i jestem po terapii, która pomogła mi. Brat mój wysłał mi w tym roku dwa SMS-y: na moje imieniny i z informacją, że urodziło mu się dziecko. Czułem, że próbował wzbudzić we mnie poczucie winy - zwłaszcza SMS-em o dziecku (ja mu wysłałem też SMS-y na jego święta). Raz zaproponowałem mu spotkanie ale odmówił. Jest mi przykro że odmówił, oraz że puszczał mi dziwne SMS-y ale w moich uczuciach - poza uczuciem smutku i zrezygnowania - nie było złości, nie miałem poczucia winy. Ja za nim tęsknię, kocham Go (przecież po śmierci rodziców tylko On mi pozostał), ale jednocześnie w pełni akceptuję jego dorosłość. Postanowił odsunąć się ode mnie i ja to przyjmuję do wiadomości. Jak napisałem, jest dorosły. A mój smutek jest jest chyba jak najbardziej na miejscu i nie będę walczył z tym uczuciem. Na terapii jeszcze powiedziano mi, że moja wrażliwość jest dosyć duża i to jest chyba prawda. Niestety, człowiek bardzo lubi oceniać drugiego patrząc ze swojego punktu widzenia. Rzadko oceniający stara się spojrzeć na daną osobę oczami tej osoby. I stąd drastyczne tragedie, takie jak np. skok z okna bo koledzy w szkole dokuczali. Trzeba KONIECZNIE jak najszybciej uodpornić się na ocenę, powiedzieć sobie - jakim prawem on (ona) mnie ocenia, albo mi dokucza. Nie wolno poddawać się, trzeba walczyć o siebie. Dopiero terapia pokazała mi, jak to robić. Można powiedzieć, że dostałem do ręki narzędzie, którym mogę się bronić. I teraz czuję się naprawdę dobrze. I tak sobie myślę: jak to dobrze czuć się dobrze.....

sobota, 24 marca 2012

To takie typowe ...

Bardzo nurtowało mnie, jak przebiegła wizyta brata u rodziny (opisane w poprzednim poście). Przedzwoniłem więc, ale trzy dni później - w środę. Wujek powiedział mi, że rodzinka przygotowała się, zrobili dobry obiad i czekali, czekali, czekali, czekali (hehe), czekali - i nic!!! Nie pojawił się, nie przedzwonił, nie wysłał SMS-a, nic. Późnym popołudniem wujek w końcu poprosił swoją córkę (dorosłą już kobietę), aby przedzwoniła do mojego brata, bo może coś się stało, ale Ona powiedziała, że nie ma mowy. Chyba była mocno poirytowana. A mój brat .... - nie odezwał się ani w niedzielę, ani w poniedziałek, a we wtorek. Ja, jak nadmieniłem, dzwoniłem w środę. Odpowiedziałem wtedy, że rozumiem jego córkę bo też uważam, że zachował się nieodpowiedzialnie. Potem pożegnaliśmy się i .... ok pól godziny później miałem telefon od wujka. Nie zdążyłem odebrać, więc oddzwoniłem. Okazało się, że wujek po moim telefonie znowu zaniepokoił się o mojego brata. Poprosił znowu swoją córkę aby się z nim skontaktowała. Jej odpowiedź była niesamowita: odpowiedziała że nie będzie dzwonić do niego i jak chce to niech sam zadzwoni. I wujek zadzwonił. I dodzwonił się. I co usłyszał..., usłyszał że mój brat jest w innym miejscu niż to, w którym mówił że jest. I że nie nie dał rady przyjechać, bo miał - hm - daleko. Ale wujek ucieszył się, że nic mu nie jest i odczułem, że uspokoił się. I dobrze, bo jest to starszy już człowiek (po 80-tce).
Chodziło mi jednak po głowie pytanie, dlaczego nie odwiedził rodziny? Może dowiedział się że odnowiłem kontakty z nią i nie będzie mógł kłamać bo nie wie ile im przekazałem (ja im nic oczywiście nie przekazywałem).

A może wypił? W końcu delegacja, koledzy, jedno piwo przecież nie zaszkodzi...

Głównym jednak uczuciem było rozbawienie i współczucie dla tej rodziny, nie dla brata. Zaimponowali mi. Już teraz chciałbym ich zobaczyć, ale pocieszam się że wakacje coraz bliżej.

sobota, 17 marca 2012

Drobne sprawy ...

Jest sobota, hmm, a właściwie niedziela, bo na zegarku jest 0:02.
18-ty marca 2012r. 3 lata temu odszedł mój tata. Na dziś z tej smutnej okazji zamówiłem mszę św. za dusze rodziców w kościele. Ale do rzeczy.
W sobotę miałem telefon od rodziny, z którą odnowiłem kontakt (mieszkają oni koło Krakowa). Okazało się że mój brat jest w delegacji na południu Polski i planuje dziś do nich zajechać. W rozmowie telefonicznej wujek, który z nim rozmawiał, zapytał Go, czy ma ze mną jakiś kontakt. Brat powiedział, że wysłał mi kilka SMS-ów (na moje urodziny, na święta), ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nie ukrywam, że pojawiło się u mnie uczucie złości. Na każdego SMS-a odpisałem, a na ostatnie święta (Wigilia) pierwszy wysłałem mu życzenia. Tak też im odpowiedziałem. Na to oni, że chcieli tylko wiedzieć czy brat mówił prawdę. Brat nie wie, że odnowiłem kontakty z tą rodziną i ciekawy jestem, jak będzie przebiegała ich dzisiejsza rozmowa. Powiedział im również, że zaręczył się i planuje ślub.
I chyba dobrze. Niech sobie układa życie. Tylko oby nie skrzywdził swojej przyszłej żony. Moja nowa rodzinka z południa Polski mówi, że brat sprawia wrażenie zagubionego i podejrzewają, że chciałby ze mną odnowić kontakty.
Wyjaśniłem im, że brat sprawił mi w ostatnim okresie dużo przykrości ale w każdej chwili jestem gotowy na spotkanie z nim, pod warunkiem, że będzie trzeźwy. Wieczorem przedzwonię i dopytam się, jak przebiegło spotkanie.
Jestem spokojny bo oni wiedzą, że brat jest uzależniony i również mają wśród swoich znajomych rodziny, w których są osoby uzależnione.
Poza tym ta sprawa w ogóle mnie nie poruszyła - stąd chyba ten spokój. Nie siedzę, nie myślę o tym nieustannie. Nie mam poczucia winy. To bardzo budujące i czuję, że terapia, którą przeszedłem pomogła i pomaga mi w dalszym ciągu. No, jest godz. 0:35 więc pora kończyć. Fajne to uczucie - być spokojnym.....

wtorek, 7 lutego 2012

Wszystko co piękne jest – przemija ….

Tydzień temu zakończyłem terapię grupową DDA.
Smutno mi z tego powodu, bo polubiłem swoją grupę. Znam ich bieżące problemy i w większości wiem, gdzie leży ich źródło. Również nie jest mi obojętne, jak rozwiążą swoje problemy, jak im się będzie układało w życiu. Terapia grupowa trwała 16 miesięcy (z 2-miesięczną przerwą wakacyjną). Na początku terapii myślałem, że rok to szmat czasu, a teraz czuję, że nie wszyscy w pełni rozwiązali swoje problemy związane z ułożeniem relacji, czy też ze zmianą relacji w stosunku do pijących rodziców i do najbliższego ich otoczenia (rodzeństwa, kuzynów itp.). Wiem, że nie tylko osoby uzależnione potrafią wzbudzić często nieuzasadnione poczucie winy. Bardzo dobrze wychodzi to również osobom, którymi otaczają się alkoholicy. Pod takim wspólnym „ostrzałem” można zwątpić jeśli wezmą górę emocje. Trudno wtedy zachować dystans. Do tego dochodzi brak wsparcia, które otrzymywaliśmy na terapii. No cóż, życie pokaże. Szczerze życzę wszystkim, aby sobie z tym poradzili i nie wracali na ponowną terapię.
Chociaż z drugiej strony – wiedza, że można ponownie przejść terapię DDA daje nadzieję, bo my wszyscy wiemy że są miejsca, w których można poprosić o pomoc, a nie zadręczać się bez reszty. W moim odczuciu osobie, która przeszła terapię łatwiej podjąć decyzję o ponownym uczestnictwie w grupie DDA.
Jeśli chodzi o mnie, to z najbliższej rodziny tylko brat rodzony jest alkoholikiem. Rodzice (oboje uzależnieni) już nie żyją. Jestem więc spokojny o siebie. Nabrałem dystansu do niego (brata) i do osób, które starały się wzbudzić we mnie poczucie winy w stosunku do brata, bo „on jest taki biedny i samotny”. Ale ja mu nie polewałem, nie namawiałem do zakupów ratalnych, do telefonu komórkowego na abonament, do kredytów, do życia ponad stan, w końcu do niepłacenia czynszu za mieszkanie. Jest dorosły. Ja mam swoją fajną rodzinkę: żonkę i trójkę dzieci (12-latek i 3-letnie bliźniaki) i tu chcę się angażować.
Teraz, jak już nie chodzę na grupę DDA, to coś się we mnie przestawiło. Wcześniej zawsze wiedziałem, że jak mam problem, to mogę o nim powiedzieć na grupie i otrzymać pomoc. I tak mniej więcej funkcjonowałem. W tej chwili jest już inaczej. Jak mam problem, to muszę go sam rozwiązać. Już nie ma grupy. Ale mam już pewne doświadczenie w tym, jak sobie z nim poradzić. Wiem że muszę sobie poradzić z problemem. Zawsze byłem tego świadomy ale tkwiło to raczej w mojej podświadomości. Teraz nie ma oczekiwania na grupę – jestem ja i życie codzienne. Świata nie obchodzi to, że je będę nieszczęśliwy. Świat będzie szedł do przodu. Tylko ode mnie zależy, czy będę szczęśliwy czy niespełniony i zgorzkniały, radosny czy smutny. Czuję, że na terapii wzmocniłem się psychicznie i myślę, że trudno mnie będzie zmanipulować. Jestem spokojny, ale dosyć często jeszcze wspominam ludzi z grupy i osobę prowadzącą, która niezmiernie mi pomogła.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Refleksja po Świętach ....

3 tygodnie temu było Boże Narodzenie. Tak bardzo czekałem na ten okres. Miałem nadzieje, że pojedziemy do mojego brata ciotecznego. Niestety, nie zdążył z remontem domu. Mieliśmy więc spędzić Święta u siebie. Nie planowaliśmy żadnych wyjść w Wigilię. Jednak nie u wszystkich chyba jesteśmy "czarnymi owcami". Zaprosiła nas siostra cioteczna mojej żonki i tak długo cisnęła, że w końcu przyjęliśmy jej zaproszenie. Prezenty kupiliśmy jeszcze w listopadzie. Półprodukty na wieczerzę również. Później, w grudniu patrzyliśmy z pewnym rozbawieniem na tłumy ludzi w hipermarketach (sądząc po ilości samochodów na parkingach przy sklepach). Nie było u nas żadnego ciśnienia. Na dwa dni przed Wigilią wziąłem urlop aby wspólnie przygotować się do Świąt Narodzenia Jezusa. Irytowało mnie w pracy podejście moich kolegów, którzy specjalnie nie brali urlopu przed Świętami aby nie kłopotać się o porządki w mieszkaniu i, jak to się mówi, przyjść na gotowe. Woleli "odpocząć" w pracy a w domu niech żona sprząta. Jeden z kolegów zamówił catering. Rozbawił mnie tym, ale też zaskoczył. Dla mnie Święta to nie tylko jakieś jedzenie i prezenty. Ja uwielbiam ogólną atmosferę przedświąteczną. Lubię włączyć po cichu kolędy i sobie sprzątać. Lubię zapach potraw, ciasta, całą tą krzątaninę przedświąteczną. Ale zamówienie gotowych dań???
Kolega ten ma 5-letną córeczkę. Wytłumaczyli oni ich córce, że nie ma mikołaja a prezenty kupują rodzice i dziadkowie. Trochę to smutne.
Mój dwunastoletni teraz synek powiedział mi kiedyś, że wie o tym, iż prezenty kupują rodzice. Powiedziałem mu wtedy (trochę w żartach), że jeżeli przestanie wierzyć w mikołaja, to koniec z prezentami. Do dziś d niego wierzy (a przynajmniej tak mówi).
W Wigilię wysłałem SMS-a do mojego brata rodzonego. Życzyłem mu, aby był szczęśliwy. Po prostu szczęśliwy. Sprawił mi on w przeszłości dużo przykrości (opisałem to obszernie wcześniej), ale ja życzę mu dobrze. Traktuję go jako osobę chorą. We wrześniu minął rok od czasu kiedy przestał pić. Przynajmniej wiem że nie pił w okresie od połowy września 2010 do końca czerwca 2011 roku, bo był wtedy w ośrodku zamkniętym. Co później - nie wiem. Wiem natomiast, że ma kogoś. Chce sobie życie ułożyć - powiedzmy - na nowo. Ma do tego prawo, jest przecież dorosły (ma 38 lat). Tylko irytują mnie te jego SMS-y. SMS na święta - OK, ale drugi na nowy rok brzmiał: "Wszystkiego dobrego w nowym roku, uśmiechu na twarzy, szczęścia, zdrowia, i dużo kasy życzy Tomek i Kasia". Niby wszystko OK, ale: uśmiechu? zdrowia? szczęścia? dużo kasy? I jeszcze jakaś Kasia, której nie znam. Przecież zerwał ze mną kontakt, bo wg niego okradłem go. Napisał mi rok temu w liście, że nie ma zamiaru i nie chce utrzymywać ze mną żadnych kontaktów i do dziś tego nie odwołał. Obsmarował mnie przed całą rodziną. Odpisałem mu jednak tak: "Dziękuję za życzenia, chociaż nie ukrywam że że zaskakują mnie Twoje słowa. Z mojej strony również życzę Tobie i Twojej Kasi (której nie znam) Szczęśliwego Nowego 2012 Roku !!!" Może dotarło do niego, że to nie ja go okradłem, tylko to On chciał mnie oszukać. Może ma świadomość tego, że przez lata okradał naszego ojca (mam historię rachunku taty z kilku lat, więc piszę fakty - to nie jest ocena). Może chciałby odnowić kontakty? Może boi się, że powiem przy jego nowej partnerce coś, co popsuje ich relacje? Nie musi. Moje drzwi są dla niego zawsze otwarte jeśli przyjdzie trzeźwy. Trafiła mi się fajna grupa DDA i terapeutka, której zaufałem. Tu pozbyłem się odruchu oceniania, krytykowania, czy też dawania rad, a przynajmniej panuję nad tym - myślę - dość dobrze. Obecnych uczuć: żalu do niego o całą sytuację, przykrości którą mi sprawił nie chcę odsuwać od siebie, bo teraz wiem, że to niemożliwe. Dałem temu czas aż same przyschną i "pokryją się kurzem". Pojawiło się jednak nowe uczucie: współczucie do brata. Jednak jest alkoholikiem i dodatkowo DDA, stracił dużo: rozwód i córka, która mieszka z matką w innym mieście. Martwi mnie jednak ta jego zawziętość. Ale się nie nakręcam. Mam inne cele: moja rodzina. Terapia DDA dobiega końca - szkoda. Będzie mi jej brakowało. No i przede wszystkim grupy, z którą uczęszczałem. Wiem o uczestnikach terapii dużo więcej, niż otoczenie w którym Oni żyją. Tak samo grupa wie o mnie więcej niż moja rodzina (może poza żonką, której ufam). Dowiedziałem się również wielu rzeczy o sobie, bardziej poznałem siebie. Teraz myślę, że to ciekawe. Obce zupełnie do niedawna osoby wiedzą o mnie więcej niż wydawałoby się najbliżsi. Bardzo chciałbym utrzymać z nimi jakiś kontakt. Zobaczymy co życie pokaże.
W te święta postanowiłem odnowić kontakt z rodziną od strony taty, która mieszka w pobliżu Krakowa. Widziałem się z nimi cztery razy. Pierwszy raz jako 14-latek. Chrześniaczka taty (jego siostra cioteczna) wychodziła za mąż. Pamiętam ją jako przepiękną pannę młodą i byłem strasznie dumny z tego. Jej męża również pamiętam jako bardzo serdecznego człowieka. Za drugim razem jej rodzice odwiedzili naszych rodziców (to było jeszcze przed moimi studiami (czyli początek lat 90-tych). Potem widziałem jej rodziców i jej brata Maćka na pogrzebie mojego dziadka w 1996r. Pamiętam jak Maciek prosił mnie, abym odwiedził ich i było to naprawdę szczere. Byłem wtedy na 5-tym roku studiów a rok później ożeniłem się i nie odwiedziłem ich. Ostatni raz widziałem chrześniaczkę taty, kiedy przyjechała na jego pogrzeb (3 lata temu). Pamiętam, jak wtedy ujęła mnie pod rękę i długo szliśmy rozmawiając. Była bardzo autentyczna. Ponowiła zaproszenie. Bardzo ujęła mnie tym swoim zachowaniem. Chciałem podtrzymać z nią kontakt. Niestety, nie wziąłem numeru telefonu. Po ponad roku poprosiłem brata, aby dał mi do niej numer, ale wywinął się i nie otrzymałem go. Ja jednak nie poddaję się łatwo. Dostałem numer od jego żony (obecnie byłej żony). No i zacząłem odwlekać moment kontaktu z chrześniaczką taty. Tuż po ostatnich wakacjach - we wrześniu 2011r dowiedziałem się na grupie DDA, że mamy przygotować Genogram, czyli psychologiczną mapę relacji w rodzinie. Jest to coś w rodzaju drzewa genealogicznego. Znowu powróciły myśli o odnowieniu kontaktów z rodziną spod Krakowa. Na święta wysłałem SMS-s z życzeniami i obietnicą że przedzwonię po Świętach. Rozpoczął się pełen niepokoju czas oczekiwania na odpowiedź. W końcu nadeszła i byłem wręcz w euforii. Po Nowym Roku przedzwoniłem i teraz szykuję się do wysłania kilku zdjęć mojej fajnej rodzinki. Coś się rozpoczęło i chyba to też zawdzięczam temu, że chodzę na grupę DDA. Patrzę z nadzieją w przyszłość......