wtorek, 18 maja 2021

DDA

Wiem że jestem DDA. W sierpniu 2010 poprosiłem o pomoc przyjęto mnie na indywidualną terapię (miałem 3 spotkania). Największym szokiem było dla mnie pierwsze spotkanie. Opowiedziałem, czemu poprosiłem o pomoc i po godzinnej rozmowie wyszedłem jako nowy człowiek. Zostałem wtedy zakwalifikowany na terapię grupową, która ruszyła na jesieni. Do dnia dzisiejszego uczestniczę w terapii teraz wiem, że nie robię tego tylko dla siebie, ale również dla mojej własnej rodziny. Różne rzeczy dzieją się wokół. Np. dziś rano zmarł mój dziadek. Czuję duży smutek. Nie jestem jednak rozhuśtany emocjonalnie, jak przed terapią i wiem, że potrzebuję jej.

poniedziałek, 13 listopada 2017

c.d. 2017 ...

Zaraz wrzucę SMS-y, tylko krótka refleksja:
Rzadko kiedy alkoholik, który nie pracuje nad sobą i nad swoim nałogiem, zachowuje się do końca racjonalnie.
Ja po prostu myślałem, że skoro mamy nie rozmawiać o przeszłości, to zamykamy temat. Ja przystałem na propozycję brata, chociaż uważałem wtedy, że wielu spraw nie wyjaśniliśmy. Trudno - zamykamy  nie wracamy do przeszłości. Zaakceptowałem decyzję brata i postanowiłem tego tematu więcej nie podnosić. Przyjąłem to jako sprawę honoru!!! Założyłem, że brat też okaże się człowiekiem honoru i nigdy już nie wyciągnie na świat dzienny spraw z przeszłości, które postanowiliśmy zamknąć. Chyba żyłem w jakimś matrixie wierząc, że sprawy są faktycznie pozamykane. Jego obecna partnerka twierdziła, że bratu brakowało kontaktów ze mną. Postanowiłem nie wracać więc do przeszłości, nie oczekiwałem też, że brat mnie przeprosi, co moim zdaniem powinien uczynić. W lipcu na jego urodzinach zaproponowałem, aby dołączył do treningów krav-maga, na które chodzę już 2-gi rok. Powiedział, że raczej nie, ale pomyśli. Chciałem z nim o tym porozmawiać na urodzinach jego córki (a mojej chrześniaczki), które obiecał jej zrobić. Jak postąpił, opisałem w ostatnim poście. 9 dni po jej 18-tej rocznicy urodzin brat znowu - po prawie dwóch latach naszych w miarę poprawnych i coraz bardziej zdrowych relacjach - syknął jadem.
Oto SMS-y:
Brat:
SMS I
- Cześć Mariusz. Wiesz co przykro mi jest ze Pauli swojej chrześnicy nawet nie złożyłeś życzeń na jej 18 urodziny
SMS II (po 7-miu minutach)
-Mi kiedyś mówiłeś ze nie mogę być chrzestnym ojcem dla Twoich dzieci Co mnie bardzo zabolało ale popatrz jak Ty się zachowałeś w stosunku do Pauli. Mariusz Wstyd 

Zignorowałem je ale czułem że coś zaczyna się dziać. Miałem obawy, że znowu "wywinie kota ogonem" i poprzekręca fakty. Od razu przedzwoniłem do chrześniaczki, przeprosiłem że nie zadzwoniłem w dniu jej urodzin jednocześnie tłumacząc, że czekałem z życzeniami aż się spotkamy jak to w sumie przy niej obiecał brat. Chwilę porozmawialiśmy. Potem przedzwoniłem do jego obecnej partnerki - Kasi. Głupio jej się zrobiło, że brat tak się zachował i przeprosiła mnie za jego słowa. Poprosiłem ją, aby odwiedziła nas. Przyjęła zaproszenie i spotkaliśmy się już następnego dnia. Okazało się że brat wyjechał do pracy do Belgii. Jego Kasia powiedziała, że nikomu nie chciał o tym mówić. Nie rozumiała też, czemu tak mnie potraktował. Ja też jeszcze nie chciałem "palić mostów".

Dwa dni później (dzień po moich urodzinach) brat wysłał mi - jak gdyby nic - SMS-a urodzinowego:

Brat:
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
Ja:
SMS I:
Dziękuję, chociaż Twoje dwa wcześniejsze SMS-Y pokazują co faktycznie o mnie myślisz. Przecież to Ty zapowiedziałeś że zrobisz Pauli urodziny i mnie zaprosisz. Ja czekałem na zaproszenie.
SMS II:
Z Pauliną rozmawiałem. To bardzo mądra dziewczyna.
Brat:
Masz racje. To bardzo mądra dziewczyna i nie powie Ci co czuje. Nie chce się kłócić. Pozdrawiam 
Ja:
SMS I:
Paulina wiedziała jak miało być i jak wyszło.Nie było sensu składać życzeń telefonicznie skoro mieliśmy spotkać się. Po prostu sam nawaliłeś ale brak Ci odwagi aby się przyznać. I to właśnie Paula rozumie.
SMS II:
Twoja Kasia przeprosiła mnie za Twoje SMS-Y. Co do mnie - nie pozwolę jeździć po sobie niesłusznie! Ani Ty ani Aneta nie zaprosiliście mnie. Wasz wybór. Nie mam o to pretensji.

Brat chyba to długo przetrawiał, bo prawie dwa tygodnie zajęło mu napisanie odpowiedzi. Oto kolejna korespondencja z 10-go września:
Brat:
SMS I:
Nie chce jeździć po Tobie po prostu chce Ci uświadomić ze źle postępujesz względem rodziny 
SMS II:
Z Paulą wyjaśniłeś jej osiemnastkę Super czyli 17 urodziny tez tak myślę
SMS III:
O 16 i 15 urodzinach tez pamiętałeś 
Ja:
Jak wytrzeźwiejesz to  z Tobą porozmawiam. Po pijaku nie pisz do mnie!! Nie będę dla Ciebie chłopcem do bicia!!! 
Brat:
SMS I:
Wigilia i Wielkanoc to samo? Zadzwoniłeś z życzeniami 
SMS II:
Ja mam ważniejsze sprawy niż picie 
Ja:
Chory jesteś!!!!!! Ten alkohol zżarł Ci mózg do końca.
Brat:
Mariusz Posłuchaj siebie Co Ty piszesz 

Nie wytrzymałem i przedzwoniłem do niego. To była chora rozmowa. Usłyszałem, że sprawa przeszłości nie jest dla niego zamknięta (tu złamał umowę, którą zawarliśmy i w tym momencie.stracił wszystko w moich oczach i sercu, ponieważ zaprzeczył czemuś, na co umówiliśmy się). Okazało się, że według jego chorej i zakłamanej pamięci, jakiejś koszmarnej pomroczności, za mieszkanie po rodzicach ja wziąłem 80 000zł a on 70 000zł. Od razu skontrowałem, że to kłamstwo, bo podział był równy. On twierdził że nie, że to przecież ja wziąłem zadatek w kwocie 5000 zł. przy podpisywaniu umowy kupna - sprzedaży mieszkania po rodzicach, a potem on dostał 70 000 zł a ja 75 000 zł. Na ironię było prawie tak, jak mówił. Różnica polegała na tym, że zadatku wziąłem 4800 zł a on 200 zł. Zapomniał tylko dodać, że w czasie, kiedy wydarzenia te miały miejsce, czyli w 2010 r., przez długi czas nie płacił on czynszu za mieszkanie i z jego winy w spółdzielni powstał (wraz z odsetkami 700 zł) łączny dług w kwocie 4500 zł. i taką kwotę wpłaciłem wtedy na pokrycie JEGO w końcu długu z otrzymanego zadatku. Oczywiście mam historię rachunku, że wpłaciłem na swoje konto 4800 zł i potwierdzenie przelewu do Spółdzielni dokładnie na kwotę 4502 zł. bo takie było jego zadłużenie. Mało tego, zaraz po wpłacie jego długu z własnej woli napisałem do spółdzielni pismo z prośbą o umorzenie odsetek i spółdzielnia umorzyła 50% odsetek czyli 350 zł. Pozostałe 300 zł, które pozostały z 4800 zł,  poszły również na pokrycie późniejszego długu za czynsz bo znów przestał płacić. On to zupełnie wyciął z pamięci, i wg niego ukradłem mu 20 000zł. (wszystko opisałem w poście "O sobie", ale nie miałem wtedy świadomości, skąd nagle 20000 zł o których wspomniał wtedy w tym samym poście). A wracając do bieżących wydarzeń, brat powiedział mi podczas tej samej rozmowy telefonicznej, że tej sprawy nigdy nie zamknie. Oto człowiek chory z zawziętości i wyzbyty z resztek honoru. Żadne argumenty i fakty nie docierały do niego. Myślałem, że był on w jakimś amoku, ale on tym żył i wciąż żyje. Po raz kolejny powiedziałem mu, że pretensje o to, że tak potoczyły się sprawy z podziałem pieniędzy za mieszkanie, może mieć TYLKO do siebie, że nie jestem złodziejem i że to przecież on grał nieczysto, bo w czasie gdy po śmierci mamy ojciec znalazł się długoterminowo (ponad 2 lata) w szpitalu kolo Węgorzewa, to on wtedy nie wydał ani złotówki ze swoich pieniędzy, jak jeździł do ojca ok 200 km. Wszystko pokrywał z niewielkiej ojca renty (wtedy ok. 900 zł a przecież ojcu po śmierci mamy zostały długi na kilka tysięcy), paliwo za przejazdy i to co do niego zabierał. Mało tego, brat swoje raty również spłacał z renty ojca. Jak pod koniec 2007 r. u ojca wykryto nowotwór płuc i przewieziono go do szpitala w Olsztynie, to brat nie chciał potem ojca w mieszkaniu, które było w końcu ojca. Ojciec wyczuwał, że nie jest mile widziany w swoim w końcu mieszkaniu, w którym wtedy mieszkał brat, ale nie chciał zamieszkać u mnie i bardzo mnie prosił, aby umieścił go gdzieś w szpitalu. Mój lekarz rodzinny doradził mi, abym umieścił go w hospicjum w którym był do końca, czyli około roku. Brat nawet wtedy, kiedy ojciec już gasł, okradał go z renty fundując sobie wakacje na południu Polski - na co mam dowody - i to wszystko mu przypomniałem. (info wyjaśniające:  w sumie minimalna kwota wyprowadzona przez brata z rachunku ojca wyniosła ok. 7700 zł w wersji dla niego optymistycznej, bo kilku rzeczy na większe kwoty nie opisał w tytule operacji rachunku. Jednak bardzo prawdopodobna kwota którą kradł wyniosła ok. 9500zł). Dodałem również, że mam na to dowód w postaci historii rachunku ojca, gdzie w tytule operacji na rachunku wszystko było opisane. Nie wytrzymał i rozłączył się
Mój SMS:
Tchórz - znowu się rozłączasz!!!
On przedzwonił, bo dotknęło go że nazwałem go tchórzem ale nie nawiązał do kłopotliwego dla niego tematu. Mówił o innych rzeczach, że ma pretensje o to, że nie kontaktuję się z chrześniaczką swoją, a przecież po pierwsze - zamieszkała Ona z jego byłą żoną i nie miałem z nią kontaktu, a po drugie oczernił mnie przed nią w czasie, gdy miała dopiero 10 lat. W tamtym czasie obiecałem sobie, że kiedyś porozmawiam sobie z nią o tym, jak będzie starsza. Pełne odcięcie z jego strony do końca 2015 roku, potem 1.5 roku w miarę względne relacje, a tu nagle pretensje. Mówił cały czas to samo co chwilę wcześniej napisał w SMS-ach, że nie interesuję się nią, że nie chciałem go na chrzestnego, a wg niego sam zachowuję się fatalnie wobec niej. Nie chciałem tego bełkotu już słuchać i ja z kolei po ostrzeżeniu że zerwę z nim kontakt jak będzie dalej na mnie najeżdżał i  po krótkim "Cześć" rozłączyłem się.
Teraz on wysłał mi SMS-a z jednym słowem: "Tchórz"
Moja reakcja to SMS:
Ja:
Koniec z nami!!!
Brat:
SMS I:
Prawda boli Co!!!!!!!
SMS II:
Koniec 

Dla niego to nie był żaden problem. W ogóle mu nie zależało na relacjach ze mną.

Ja jednak zacząłem myśleć o tym co się przed chwilą wydarzyło. Mocno weszły w naszą rozmowę emocje, a tam gdzie rozmową kierują tak silne emocje, nie ma miejsca na racjonalne myślenie.
Skoro mieliśmy zerwać ze sobą wszelkie kontakty, to niech to w moim rozumieniu odbędzie się w cywilizowany sposób.
No więc postanowiłem wykonać ostatni telefon do niego. Odebrał.
Powiedziałem mu, że pomimo tego, że to co mówiłem było prawdą, to możliwe że mówiłem o tym za ostro i przeprosiłem go nie za moje racje w stosunku do niego, za ton mojej wypowiedzi, ale że strasznie irytuje mnie, że tak potwornie i bezwzględnie atakuje mnie, ta ciągła jego narracja, że jestem złodziejem - i pytam go dlaczego tak do mnie przemawia? Powiedział, że może też przesadził. O dziwo, zgodził się ze mną, że musimy o wszystkim porozmawiać. Dodał, że teraz jest w Belgii, ale w październiku będzie w Polsce, to się ze mną skontaktuje. Wydał mi jeszcze wytyczne, co odebrałem jako nakaz - tak, nakaz - abym dzwonił od swojej chrześniaczki co 2-3 miesiące. Taki miał tupet.
Co do naszego spotkania w październiku, brat oczywiście był w Polsce i oczywiście nie odezwał się. Taki "odważny"!!!
Jemu wydaje się, że on tak może, że to co on zrobi, jest OK. Nie dotrzymał słowa??? Spoko, przecież w jego mniemaniu miał powód. U niego to norma - kłamać i kręcić.
Sam czepia się, kąsa i próbuje "psuć innym krew". Tyle, że mi się przelało. Tym razem oczekuję od niego przeprosin i uczciwej rozmowy. Żadnych miłych, a tak naprawdę sztucznych, rodzinnych spotkań.
Ponadto nie będę od tej pory przyjmował żadnego ataku z jego strony na mnie. Mój brat musi w końcu dostać nauczkę!!!
Zabiegałem o kontakt wiele lat. W końcu udało się. Brat poinformował mnie, że nie chce wracać do przeszłości, a potem nagle wywleka kłamstwa i bez skrupułów atakuje mnie. Ot, żałosne próby wzbudzania poczucia winy przez człowieka, który w moich oczach nie ma "ani grama" honoru. Nie pomogło po dobroci, trzeba zmienić front i to się właśnie stało. Brat jeszcze tego nie wie, ale to nic. Dowie się....

wtorek, 17 października 2017

lata: 2015 - 2017

c.d.
Ale nie umartwiam się :-)
Sytuacja z bratem, to w końcu jakiś epizod w moim życiu. Radość życia czerpię z innych rzeczy - przede wszystkim myślę tu o rodzinie i trójce dzieci.
Poza tym, jak widać z poprzedniego postu, w roku 2015 nie miałem zbyt dużo do czynienia z bratem. Dużo zmieniło się w grudniu 2015 r. ale o tym za chwilę. Wiedziałem jedno: poczucia winy już brat we mnie nie wzbudzi, a sobie na głowę nie pozwolę mu wejść.
Pomyślałem - a może zrobić coś w końcu dla siebie?
W październiku 2015r. zapisałem się na Krav-magę. Od jakiegoś czasu myślałem, aby zacząć coś trenować i ostatecznie wybrałem. Jest to bardzo skuteczna samoobrona. Nieraz potem usłyszałem, że Krav-maga jest bardzo agresywnym sportem. Zawsze wtedy mówiłem i mówię teraz, że agresywny jest ZAWSZE agresor. Obrona musi być po prostu skuteczna!!!
Zaraz po rozpoczęciu treningów poczułem, że tego potrzebowałem. Wróciła kondycja, nabrałem siły i pewności siebie.
 Na święta Bożego Narodzenia 2015 postąpiłem inaczej jeśli chodzi o brata. Mianowicie przedzwoniłem do Niego. O dziwo - odebrał ale nie było u mnie euforii, obawy, niepokoju. Może już nie zależało mi na wznowieniu kontaktów z nim a telefon wykonałem machinalnie. Złożyłem mu życzenia i - jak zwykle - zaproponowałem mu spotkanie będąc pewny że odmówi. O dziwo nie odmówił. Powiedział że porozmawia ze swoją partnerką. Potem wysłał mi SMS-a z życzeniami Wigilijnymi, w którym napisał, że skontaktuje się ze mną i umówimy się.
Tak sobie po prostu stwierdził, że może tym razem spotka się ze mną bo taką ma zachciankę, a ja miałem od razu jak piesek wykonać tę jego zachciankę. Ja wcześniej - można powiedzieć - żebrałem o spotkanie z nim od 2011 roku, czyli prawie 5 lat. Kierowała mną jednak ciekawość, jak to się odbędzie. Co z tego spotkania wyniknie.
Ostatecznie do spotkania z jego nową rodziną doszło 2-go stycznia 2016 r. w naszym mieszkaniu. Było dosyć sztucznie, co było w sumie zrozumiałe, ale relacje były poprawne. Nie było ani jednego słowa odnośnie naszych zaszłości.
Za to kilka dni później gruchnęła wiadomość, że jego partnerka wyrzuciła go z domu.
 Szedłem wtedy na trening, gdy brat do mnie przedzwonił. Odebrałem oczywiście i brat powiedział mi o tym. Okazało się później że wypił sobie (powiedział potem, że niedużo) i po kłótni jego towarzyszka wyrzuciła go z domu. Dosłownie - wieczorem wyprosiła go z domu i tyle. Nadmienię że styczeń 2016 r. był BARDZO mroźny (w nocy ok. -20 stopni). Tą pierwszą noc pozwoliła mu więc spać w piwnicy, a następnego dnia spakowała go w dwie walizki i oddając mu je zapowiedziała mu, że oczekuje alimentów na ich córkę.
Na drugi dzień po tym jak brat opuścił mieszkanie, przedzwoniła do mnie moja ciocia (siostra rodzona mojej mamy, o której pisałem wcześniej dosyć szczegółowo). Była bardzo oburzona że brat został wyrzucony z mieszkania. Z automatu winą obarczyła partnerkę brata. Ja jednak mocno dystansowałem się od tej sprawy (nie wiedziałem jeszcze wtedy, że powodem był alkohol, chociaż przeczuwałem to). Mówiłem cioci, że nie znam sytuacji i nie wiem kto zawinił. Na to ciocia powiedziała że ona zna sytuację bo rozmawiała z bratem i z jego partnerką. Nie interesowała mnie jednak jej ocena sytuacji. Mówiła mi, że jego Kasia bardzo krzyczała, że to koniec i że brat będzie musiał płacić alimenty na ich córkę. Ja stwierdziłem, że skoro ma z nią córkę, to po rozstaniu jest oczywiste, że alimenty jej się należą, zwłaszcza jeśli okaże się, że brat zawinił. Potem okazało się że pamiętnego wieczora wypił sobie i dlatego "wyleciał" z mieszkania. Po tym, jak usłyszałem o alkoholu, zdecydowanie ustawiłem się po stronie partnerki brata i powiedziałem cioci że z chęcią pomógłbym jej spakować brata, bo to brat postąpił haniebnie. Dziecku niepotrzebny jest czynny alkoholik. Ciocię to mocno zirytowało ale zdania nie zmieniłem i byłem spokojny. Nie dałem się zmanipulować.
Brat szybko znalazł stancję. Po ok. 2 - 3 miesiącach pod pewnymi warunkami pozwoliła mu z powrotem wprowadzić się. Byłem zaskoczony ale w sumie to jej życie. Jest dorosła i zrobiła co uważała. Krótko po jego powrocie, w maju 2016 r. (konkretnie 21 maja) dostaliśmy zaproszenie do ich (jej) mieszkania.
Jak podczas naszej wizyty u nich brat za którymś razem wyszedł na balkon zapalić, to poszedłem za nim i spytałem go wprost czy zechciałby porozmawiać ze mną o tym co było w przeszłości. Powiedział że nie, że teraz to już nie ma sensu.
Zaakceptowałem to - i jak się później okazało - nie była to dobra decyzja.
Po tym spotkaniu do końca roku nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Wymieniliśmy ze sobą życzenia Wigilijne. Potem w lutym 2017 rozmawialiśmy ze sobą telefonicznie, ale nie były to sprawy istotne. Kolejnego SMS-a wysłałem na Wielkanoc a w odezwie Oni zaprosili nas do siebie w Lany Poniedziałek. Relacje były coraz normalniejsze. Brat wcześniej stwierdził, że nie ma sensu rozmawiać o naszej przeszłości a ja to zaakceptowałem. W lipcu (2017 r.) brat miał 43-cie urodziny. Postanowiliśmy z żonką odwiedzić go z tej okazji. Była u niego również jego starsza córka z pierwszego małżeństwa a moja chrześniaczka. Nadmienię, że 18-go sierpnia kończyła Ona 18 lat. Ja o tym oczywiście wiedziałem, natomiast brat chyba obawiał się, iż zapomniałem że zbliża się jej 18-ka. Trzy razy mi to przypominał przy wszystkich (również przy mojej chrześniaczce) aż w końcu zirytowałem się i odpowiedziałem że pamiętam jej datę urodzin i wiem o tych ważnych urodzinach. Brat zapowiedział więc przy niej, że zorganizują jej w sierpniu urodziny na które nas zaproszą. Ucieszyłem się i odpowiedziałem że czekam na zaproszenie i że z chęcią przyjdę.
Potem wydarzyło się coś, czego nie przewidziałem....
Na początek troszkę historii...
Od narodzin chrześniaczki Pauli brat ze swoją byłą żoną sprawiał, że miałem z nią utrudniony kontakt w momencie, kiedy miałem do nich przyjechać. Na urodziny: 1-sze do 5-tych wprawdzie zawsze byłem zapraszany, ale również ZAWSZE było to w niedzielę na 18-tą, czasem na 19-tą. Mieszkałem w miejscowości oddalonej od brata o około 60 km, nie miałem wtedy samochodu. A najważniejsze było to, że miałem synka młodszego o prawie 5 miesięcy od Pauli. Więc fakty były takie: urodziny Pauli powiedzmy o 18-tej, ostatni pociąg powrotny o ok. 20:15. Z małym dzieckiem nie decydowaliśmy się wracać tak późno, a następnego dnia szedłem na 6-tą rano do pracy. Nie jeździliśmy więc do niej, ale zawsze prosiłem go, aby zorganizował urodziny w sobotę, albo chociaż wcześniej w niedzielę. Jak "grochem o ścianę". Okazało się, że brat specjalnie tak planował urodziny, abym nie dał rady przyjechać - oczywiście nie przyznawał się do tego. Pół roku przed 6-mi urodzinami chrześniaczki kupiliśmy samochód i cieszyłem się że w końcu do niej przyjadę. No niestety na 6-te i późniejsze urodziny już nie byłem zapraszany. Po co osoba niepijąca na imprezie, gdzie się pije....
A więc wracając do 18-tych urodzin mojej chrześniaczki - nadszedł w końcu jej dzień urodzin a ja nadal czekałem na obiecane zaproszenie. Prezent już miałem. Z życzeniami czekałem do przyjęcia urodzinowego. Chciałem złożyć jej takie bardziej uroczyste życzenia stojąc przed nią, więc nie dzwoniłem. Brat jednak nie dotrzymał słowa i nie zrobił 18-tych urodzin swojej córce jak obiecał. Mało tego, 9 dni później brat znowu - po tak długim czasie - syknął jadem.
Muszę złożyć SMS-y więc niedługo się odezwę...

niedziela, 15 października 2017

Kolejne huśtawki (lata: 2014 - 2015)

c.d.
Ostatecznie listu nie napisałem...
Za to brat chwilę po ostatnim SMS-ie wysłał kolejnego zaczepnego:
"Witaj. Myślałem ze Dasz jakaś odpowiedz skoro tak bardzo chcesz żeby było między nami Dobrze."
Zaraz potem miałem urodziny i jak gdyby nic wysłał mi życzenia.
Kolejnego SMS-a dostałem nieco ponad 4 miesiące później (w styczniu 2014 r.) z życzeniami imieninowymi.
I kolejnego z nowym numerem telefonu.
Piszę o wydarzeniach sprzed prawie czerech lat ale pamiętam je, jakby to było wczoraj. Dodatkowo mam pełne archiwum SMS-ów od brata, z którego również korzystam pisząc tego posta.
Po otrzymaniu tak rozbieżnych informacji znowu nerw mnie chwycił i odpisałem mu:
"Witaj bracie, zaskakujesz mnie swoimi SMS-ami. Z jednej strony nazywasz mnie złodziejem i traktujesz mnie jak złodzieja, z drugiej życzysz mi szczęścia, pogody ducha i miłości. Określ się proszę. Ja z Tobą chce kontaktu ale Ty to ciągle odrzucasz. Próbujesz poruszać temat już dawno przeze mnie zamknięty. Nic Ci nie jestem winny. Mimo wszystko dziękuję za te numery tel. i życzę Ci abyś był szczęśliwy. A na kontakt i spotkanie z Tobą cały czas czekam."
No i jego typowa SMS-ówka:
"Dużo myślałem. Dla Ciebie sprawa jest zamknięta. Dla mnie nie. Tu już nie chodzi o pieniądze! Więc już nie będę pisał do Ciebie. Teraz się właśnie określiłem."
Nigdy nie napisał, że nie uważa mnie za złodzieja. NIGDY!!!
Potem od stycznia 2014 r. w zasadzie nie miałem z bratem kontaktu i żyłem sobie w spokoju. Próbowałem dzwonić do niego na urodziny, imieniny i Wigilię 2014 r. ale nie odbierał telefonów. Na Nowy Rok 2014/2015 wysłał mi MMS-a, ale ja nie miałem wtedy pakietu internetowego i nie mogłem tego MMS-a odebrać
Oto moja korespondencja z nim:
2015-styczeń
Ja:
Hej, szczęśliwego Nowego Roku! Wysłałeś mi MMS-a , a ja mam problem z odbiorem takich wiadomości. Próbowałem oddzwonić ale nie odbierasz ode mnie telefonów. Tak było przy Twoich urodzinach, imieninach, Wigilii. Może zaczniesz odbierać telefony ode mnie? Pozdrawiam
Brat:
Cześć. Nie odebrałem tel w urodziny bo bylem na wczasach za granica. W imieniny to nie miałem tel. A w wigilie i wczoraj nie odebrałem bo......! Hm. Bo w 2010 dwa razy nie odebrałem tel i podniosłem "kare". Dlatego myślę ze nie będę odbierał od Ciebie telefonów bo trzymam się tej "kary". Dla Ciebie to jest zamknięty temat. Dla mnie nie. Jeśli u Ciebie kasa bierze górę niż rodzina to rozumiem to. Twoje życie Twoje wybory. Ja myślę inaczej. Mam dużo dylematów i uciech z którymi chciałbym z Tobą porozmawiać. Ale nie potrafię. Wybacz. Mi już w sumie zbytnio nie zależy na tych pieniądzach i nie liczę już nawet na nie, chodzi mi o Twoje zachowanie w jaki sposób postąpiłeś ze mną. Nie będę pisał więcej bo nie chce być niemiły.
Ja:
Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to po prostu spotkajmy się. SMS-em niczego nie rozwiążemy. Ty powiedziałeś wiele slow, ja powiedziałem wiele slow. Jedynym rozwiązaniem jest rozmowa - najlepiej w cztery oczy - w czasie której zdecydujemy czy damy rade dogadać się ze sobą, czy zrywamy kontakty.
Jeszcze jedno, nie ukarzesz mnie, jeśli nie zdecydujesz się na to spotkanie. Zycie jest tak krótkie że nie warto tracić czasu na takie rzeczy, bo nie wiadomo co nas jutro spotka. Ja Ciebie zawsze będę kochał!!!

Kiedy może - kąsa. Nie spotka się, nie wytłumaczy merytorycznie swoich racji tylko z podkulonym ogonem śle swoje beznadziejne SMS-y. Jest zupełnie niereformowalny. Ja do niego ciągle z otwartymi rękami a on.... proszę bardzo - kolejne SMS-y:

2015-czerwiec
Brat:
Fajnie to tak nie mieć brata ? A to za te marne grosze! Może daj sygnał dla swojej chrześniaczki Bo Paula nie wie o Twoim istnieniu 
Ja:
Poczytaj moje wcześniejsze SMS-Y a potem mniej pretensje. To Ty mnie w końcu olałes. Ja ciągle jestem otwarty na spotkanie. SMS-AMI takich spraw nie będę załatwiał.
Brat:
Czytałem. Paula się pyta o Ciebie ale ja jej mowie ze nie mam brata Ze wybrał kasę Bez odzewu 
Ja:
Ty moralny człowieku, niedobrze mi jak czytam te Twoje żałosne próby wzbudzenia we mnie poczucia winy. Tyle razy oskarżałeś mnie, obrażałeś,  pomawiałeś, oczerniałeś i uważasz ze jesteś w porządku? To ja powinienem żądać przeprosin. Proponuję jednak spotkanie. A Ty co - tylko SMS-Y jałowe wysyłasz. Teraz Paulą się zasłaniasz. To żałosne. A może dla odmiany spotkamy się. Może w końcu odważysz się. Nie bój się - nie przyniosę ze sobą historii rachunku ojca aby prawdą Cię nie kolić. Piłka jest ciągle po Twojej stronie. Zachowaj się w końcu jak facet!

Istna ruletka. Oczywiście nie odpowiedział ...
Ja natomiast jak gdyby nigdy nic wysłałem mu życzenia:

2015-Wrzesień
Ja:
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, zdrowia, miłości, pogody ducha i optymizmu!!! ☺

Podziękował, a następnie:

Brat:
Jeszcze raz dziękuję. Nie napisałem Ci życzeń na Twoje urodziny bo Ty mi nie wysłałeś na moje i pisałeś na Wielkanoc ze dość kontaktu. Ale dziękuję i pozdrawiam 
Ja:
Nie mam żadnego SMS-a z okolic Wielkanocy. Poza tym  nigdy nie napisałem że nie chcę z Tobą mieć kontaktu. Ja ciągle wyciągam rękę do Ciebie a to Ty ją ciągle odtrącasz. W lipcu miałem swoją kumulację problemów i po prostu zapomniałem. Sorki. Pozdrawiam
Brat:
No ja mam ale mniejsza o większość. To szczegół.  Bardzo mocno biorę pod uwagę spotkanie ale moze jeszcze nie teraz 
Ja:
Spoko, ja ciągle i nieustannie czekam.

Jak zwykle - on we mnie kwasem, a ja z wyciągniętą ręką. To już zaczęło być idiotyczne - te moje próby kontaktu ...
Oczywiście nie było żadnego SMS-a ode mnie, że nie chcę już kontaktów z bratem. Jak pisałem wcześniej - mam pełne archiwum SMS-ów od i do niego.
Spisując to wszystko, cytując SMS-y i dodając komentarze robię to po to aby mieć jakieś archiwum, jakąś pamiątkę tego co się działo w przeszłości m. in. między mną i bratem. On bardzo zakłamuje historię, a czytając te zapiski będę mógł przypomnieć sobie te przykre, ale w końcu prawdziwe fakty i chwile z tamtego okresu.
Brat ZAWSZE był i jest roszczeniowy. Kiedy chce "jeździ" po mnie. Nie dobiera słów tylko wypuszcza jadowite SMS-y, które zatruwają tę więź braterską, którą nadal na tamtą chwilę czułem do Niego. Miałem jednak coraz mniej siły, coraz mniejszą ochotę na to, aby odnowić nasze relacje. Całkowicie straciłem do Niego zaufanie. Mam swój honor, a On naciągnął go do granic możliwości.
(c.d. w kolejnym poście)




środa, 4 września 2013

I minął kolejny rok.....

     Coś nietęgo z moją mobilizacją, skoro odzywam się ponownie po niespełna roku. Zastanawiałem się nawet, dlaczego nic nie pisałem, i dlaczego nagle teraz ponownie poczułem potrzebę popisania. Powód jest prosty. Spokój. Spokój i tylko typowe problemy życia codziennego.
W styczniu 2013 spotkałem się ze starszą córką brata (moją chrześniaczką). Jego córka chciała mnie odwiedzić i brat poinformował mnie wtedy o tym SMS-em. Pojechałem po nią i spędziłem z nią trochę czasu w moim mieszkaniu. Potem brat ją odebrał.
     Później brat tylko raz próbował dać mi do zrozumienia, że dalej ma mi za złe to jak załatwiona została sprawa spadku po naszych rodzicach. Po krótce to opiszę:
11-go września 1012 urodziła mu się córeczka (Amelka). Jest to owoc  nowego związku, w którym jest mój brat. O narodzinach poinformował mnie oczywiście swoim nieśmiertelnym SMS-em. Pojawił się u mnie wtedy jakiś niepokój, bo to dzieciątko od początku będzie w związku, w którym rodzic jest alkoholikiem – alkoholikiem który nie uczęszcza na terapię AA. Ale cóż, świata nie zbawię….
     Przed Wielkanocą 2013 dostaliśmy od brata zaproszenie na chrzest jego córki. Pomyślałem, że może coś się zacznie… Może podejdziemy w końcu do sprawy jak dorośli ludzie. Zaproszenie było na 7-go kwietnia 2013. W tym dniu, w trakcie ubierania dzieci moja córeczka powiedziała, że jest jej ciepło w oczy. Okazało się, że ma gorączkę ponad 38⁰C. Krótka rozmowa z żonką i postanowiliśmy, że sam pojadę aby nie zarazić jego Amelki. Na miejscu okazało się, że przyjechała ciocia (siostra rodzona mojej mamy, o której wcześniej pisałem) i wujek (A) ze swoją żoną, ten który wcześniej w październiku 2010r. odwiózł brata do ośrodka, plus oczywiście liczna rodzina ze strony jego nowej towarzyszki życia. Powiedziałem dlaczego sam przyjechałem i myślałem że wszyscy to zrozumieli (jak się potem okazało wszyscy poza moim bratem, co opiszę później). Wujek jeszcze przed mszą wziął mnie na bok i dużo mi o moim bracie powiedział. Powiedział to, co podejrzewałem, czyli że po wyjściu z ośrodka zajął się bratem i pomógł mu znaleźć pracę. Brat jak poczuł „twardy grunt” pod nogami, to zaczął pokazywać rogi. Zbywał jego rady odnośnie pójścia na terapię AA i na koniec brat dał wyraźnie wujkowi do zrozumienia, że sam będzie dalej decydował o swoim życiu i że wujek nie jest potrzebny (jakby to ująć: Kali zrobił swoje, Kali może odejść). Wujek powiedział mi również, że jak brat poznał dziewczynę przez internet i koniec końców zamieszkał u niej, to nie mógł w ogóle już do niego dotrzeć. Wujek zdziwił się mocno, że brat mnie zaprosił, bo jego zdaniem (moim zresztą również) powinniśmy sobie na początek wszystko wyjaśnić. Ja mu oczywiście przytaknąłem, ale powiedziałem mu wtedy, że może On również zaczyna szukać kontaktu ze mną…
Po mszy zaproszeni zostaliśmy na poczęstunek. Zapytałem brata czy naprawdę chce, abym pojawił się na tym poczęstunku. Odpowiedział, że tak. Pojechałem więc. Nic szczególnego nie pojawiło się w trakcie poczęstunku. Dopiero po wszystkim jego Kasia powiedziała mi, że z chęcią spotkałaby się z moją rodziną. Powiedziałem jej, że zobaczę co na to mój brat. I cóż, podszedłem do niego i zapytałem go, czy coś się rozpocznie między nami. Powiedział, że nie chce tego, że nie chce jeszcze wchodzić w żadne relacje ze mną. Odpowiedziałem mu, że jak uważa, oraz że nie rozumiem, po co mnie zaprosił – po czym odszedłem.  Następnie przekazałem wujkowi i cioci (siostrze mojej mamy) wynik mojej krótkiej i żenującej rozmowy z bratem – czyli to że brat nie chce utrzymywać ze mną żadnych kontaktów i wyszedłem z lokalu. Zacząłem współczuć jego nowej towarzyszce życia i ich córeczce, bo zawziętość brata jest niesamowita. Jak bardzo tkwi On wciąż w tej swojej iluzji zaprzeczeń, jeszcze z silną motywacją do tego aby nie pić – ale bez żadnej terapii. A przecież jest alkoholikiem i dodatkowo DDA.
Ponowny spokój do wakacji. W wakacje 2013r. wybraliśmy się na południe Polski do mojej rodziny od strony ojca. Mieszka tam brat rodzony mojego dziadka (81 lat) z żoną (71 lat), oraz dwójka ich dzieci (córka i syn), już dorosłych i w swoich związkach, a więc:
- córka (starsza), która jest chrześniaczką mojego ojca. Ma męża i dorosłą córkę która mieszka w Anglii.
- syn, który ma żonę i trójkę dzieci
Brat mojego dziadka jest romantykiem, osobą, która przywiązuje bardzo dużą wagę do rodziny, do swoich korzeni. Bardzo bolała go sytuacja pomiędzy mną i moim bratem. Nie rozumiał jak do tego mogło dojść. Mnie osobiście zdziwiło, że wujek wie o relacji między mną i moim bratem. Czyli zostałem już przez brata podsumowany również w tej rodzinie. Rodzina ta jednak nie dała mi odczuć, że są przeciwko mnie. Chytry plan brata nie powiódł się więc. Opowiedziałem wujkowi jak sprawy się miały i mają. Opisywałem to operując faktami. Starałem się mówić obiektywnie. Jechałem po sobie i po nim. U mnie główną rzeczą było to, że faktycznie umówiłem się z bratem, iż dorzucę mu 15tyś złotych po sprzedaży mieszkania (czyli że podzielimy się następująco: 90tyś brat i 60tyś ja). Zataiłem fakt, że brat okradł naszego ojca na minimum 7700zł (tyle mam udokumentowane z historii bankowej z rachunku ojca). Dałem szansę wujkowi na własną ocenę sytuacji. Zanim opowiedziałem mu wszystko, to twierdził że przeważnie wina tkwi pośrodku. Jednak po całym opisie sytuacji powiedział z uśmiechem na twarzy, że jest to moja wina. Zatkało mnie, ale wujek mówił dalej. Jest to moja wina, bo nie piłem z rodzicami i z bratem. Dopiero zrozumiałem sarkazm w jego słowach. Ale wujek nie przerywał. Mówił dalej że całe pokolenia mojej rodziny piły i traciły swoje majątki, że alkohol był przyczyną wielu tragedii a mój brat jest tego bardzo wyrazistym przykładem. Przez alkohol o mało nie stracił mieszkania, na które komornik chciał wejść 2 dni po jego sprzedaży. Jednocześnie bardzo cieszyło go, że ja nie piję i że mam fajną rodzinkę (z czym zgadzam się w 100 %). Wujek pokazał mi swoje drzewo genealogiczne (czyli również moje) oraz spisaną historię mojego rodu. Ogólnie było bardzo miło i cieszę się że ich odwiedziłem. Na kilka dni przed odwiedzinami brat dowiedział się, że do nich przyjeżdżam i byłem ciekawy co z tego wyniknie (przy okazji dowiedziałem się, że jest w Holandii). I nie pomyliłem się. W czasie rozmów z wujkiem kilkakrotnie zapewniałem go, że bardzo szukałem kontaktu z bratem, ale On stanowczo odmawiał. Wyraziłem tylko nadzieję, że kiedyś to nastąpi i że ja cały czas na to czekam.
Po naszym wyjeździe brat przedzwonił do wujka. To co zrobił jednak, to była wielka bezczelność!!! Powiedział mianowicie, że to ja się odciąłem od niego a on szuka kontaktu ze mną. Dowodem na to (tak mówił) było zaproszenie na chrzest, które do nas wysłał. Powiedział, że moja żonka nie chciała przyjechać i została w domu (mój komentarz: córka moja dostała wtedy temperatury i żonka została wtedy z dziećmi w domu, co opisałem wcześniej). Wujek jest bardzo chory (4 czy 5 razy był już w stanie śmierci klinicznej z powodu dużej wady serca), ale brat na to nie patrzy. On ma być ten dobry – nieważne jakich użyje środków. Tak jakby wychodził z założenia: CEL UŚWIĘCA ŚRODKI. Ogarnęła mnie słuszna złość. Obiecaliśmy wujkowi, że jeszcze raz ponowię próbę nawiązania z nim kontaktu. Telefon miał jednak wyłączony. Przypomniałem sobie że jest w Holandii. Przedzwoniłem do jego Kasi, przedstawiłem się  i powiedziałem że po raz kolejny chciałbym spróbować odnowić kontakt z bratem ale nie mam do niego telefonu (w Holandii miał inny numer). Wyczułem, że ucieszyła się i powiedziała że namówi go, aby spotkał się ze mną. Tego samego dnia otrzymałem od niego SMS-a (wysłał go po godz. 22). Odczytałem go przed godz. 23-cią i dużą część nocy miałem popsutą.
Oto jego treść:

Witaj.
Tu (imię brata).
Kasia do mnie dzwoniła ze Ty do niej Dzwoniłeś. Chciałbym Ci powiedzieć bo może nie pamiętasz Ale wtedy będziemy mogli się spotykać i zachowywać jak prawdziwi Bracia jeżeli oddasz lub zaczniesz mi spłacać te 20 tyś które bardzo dawno temu mi obiecałeś. Jeżeli nie będę widział jakiś ruchów na moim koncie albo jakiejś deklaracji od Ciebie to nasze stosunki będą bez zmian.
PS Kochajmy się jak bracia Ale liczmy się jak żydzi.

Upewniłem się, że sposób jego myślenia jest chory. Jego zawiść i zawziętość zaślepiła go.
Dalej rości sobie prawo do większych pieniędzy po spadku. I chyba zaczął naliczać odsetki. Przecież powiedziałem mu w dniu 05.07.2010r. że dam mu ze spadku 15tyś na długi których narobił. Z tego jednak trzeba było do Urzędu Skarbowego oddać 3000zł, więc tak naprawdę byłoby to 12tyś. Na terapii skutecznie mi to wybili jednak z głowy (więcej w zakładce "O sobie"). A tu nagle w SMS-ie pojawia się kwota 20tyś.
Brat za kilka dni będzie w Polsce, bo przyjedzie na urodziny swojej córki. Myślę o napisaniu do niego listu – ostatniego listu.

C.d. w poście "Kolejne huśtawki (lata: 2014 - 2015)"……

piątek, 28 września 2012

Co tam u mnie......

Powinienem częściej opiekować się moim blogiem, ale moje 3-letnie bliźnięta skutecznie mi to "ułatwiają inaczej". Mimo to będę mobilizował się, aby pisać. Chciałbym swoje wspomnienia ocalić od zapomnienia. Nie chcę ich zamykać, nie chcę zakopywać gdzieś głęboko i nie chcę o nich zapomnieć - mimo wszystko. Teraz wiem, że to nie jest wyjście z sytuacji, bo jeśli zapomnienie o tych złych wspomnieniach  ma pomagać w życiu DDA, to dlaczego ludzie DDA trafiają na terapię, dlaczego ja tam trafiłem? Przecież wydawało mi się, że zapomniałem. NIE - trzeba zmierzyć się z tym. To takie właśnie podejście pomaga, mi pomogło. Mam towarzyszkę życia, która to rozumie, mam FANTASTYCZNE dzieciaczki, i jestem po terapii, która pomogła mi. Brat mój wysłał mi w tym roku dwa SMS-y: na moje imieniny i z informacją, że urodziło mu się dziecko. Czułem, że próbował wzbudzić we mnie poczucie winy - zwłaszcza SMS-em o dziecku (ja mu wysłałem też SMS-y na jego święta). Raz zaproponowałem mu spotkanie ale odmówił. Jest mi przykro że odmówił, oraz że puszczał mi dziwne SMS-y ale w moich uczuciach - poza uczuciem smutku i zrezygnowania - nie było złości, nie miałem poczucia winy. Ja za nim tęsknię, kocham Go (przecież po śmierci rodziców tylko On mi pozostał), ale jednocześnie w pełni akceptuję jego dorosłość. Postanowił odsunąć się ode mnie i ja to przyjmuję do wiadomości. Jak napisałem, jest dorosły. A mój smutek jest jest chyba jak najbardziej na miejscu i nie będę walczył z tym uczuciem. Na terapii jeszcze powiedziano mi, że moja wrażliwość jest dosyć duża i to jest chyba prawda. Niestety, człowiek bardzo lubi oceniać drugiego patrząc ze swojego punktu widzenia. Rzadko oceniający stara się spojrzeć na daną osobę oczami tej osoby. I stąd drastyczne tragedie, takie jak np. skok z okna bo koledzy w szkole dokuczali. Trzeba KONIECZNIE jak najszybciej uodpornić się na ocenę, powiedzieć sobie - jakim prawem on (ona) mnie ocenia, albo mi dokucza. Nie wolno poddawać się, trzeba walczyć o siebie. Dopiero terapia pokazała mi, jak to robić. Można powiedzieć, że dostałem do ręki narzędzie, którym mogę się bronić. I teraz czuję się naprawdę dobrze. I tak sobie myślę: jak to dobrze czuć się dobrze.....

sobota, 24 marca 2012

To takie typowe ...

Bardzo nurtowało mnie, jak przebiegła wizyta brata u rodziny (opisane w poprzednim poście). Przedzwoniłem więc, ale trzy dni później - w środę. Wujek powiedział mi, że rodzinka przygotowała się, zrobili dobry obiad i czekali, czekali, czekali, czekali (hehe), czekali - i nic!!! Nie pojawił się, nie przedzwonił, nie wysłał SMS-a, nic. Późnym popołudniem wujek w końcu poprosił swoją córkę (dorosłą już kobietę), aby przedzwoniła do mojego brata, bo może coś się stało, ale Ona powiedziała, że nie ma mowy. Chyba była mocno poirytowana. A mój brat .... - nie odezwał się ani w niedzielę, ani w poniedziałek, a we wtorek. Ja, jak nadmieniłem, dzwoniłem w środę. Odpowiedziałem wtedy, że rozumiem jego córkę bo też uważam, że zachował się nieodpowiedzialnie. Potem pożegnaliśmy się i .... ok pól godziny później miałem telefon od wujka. Nie zdążyłem odebrać, więc oddzwoniłem. Okazało się, że wujek po moim telefonie znowu zaniepokoił się o mojego brata. Poprosił znowu swoją córkę aby się z nim skontaktowała. Jej odpowiedź była niesamowita: odpowiedziała że nie będzie dzwonić do niego i jak chce to niech sam zadzwoni. I wujek zadzwonił. I dodzwonił się. I co usłyszał..., usłyszał że mój brat jest w innym miejscu niż to, w którym mówił że jest. I że nie nie dał rady przyjechać, bo miał - hm - daleko. Ale wujek ucieszył się, że nic mu nie jest i odczułem, że uspokoił się. I dobrze, bo jest to starszy już człowiek (po 80-tce).
Chodziło mi jednak po głowie pytanie, dlaczego nie odwiedził rodziny? Może dowiedział się że odnowiłem kontakty z nią i nie będzie mógł kłamać bo nie wie ile im przekazałem (ja im nic oczywiście nie przekazywałem).

A może wypił? W końcu delegacja, koledzy, jedno piwo przecież nie zaszkodzi...

Głównym jednak uczuciem było rozbawienie i współczucie dla tej rodziny, nie dla brata. Zaimponowali mi. Już teraz chciałbym ich zobaczyć, ale pocieszam się że wakacje coraz bliżej.