Tydzień temu zakończyłem terapię grupową DDA.
Smutno mi z tego powodu, bo polubiłem swoją grupę. Znam ich bieżące problemy i w większości wiem, gdzie leży ich źródło. Również nie jest mi obojętne, jak rozwiążą swoje problemy, jak im się będzie układało w życiu. Terapia grupowa trwała 16 miesięcy (z 2-miesięczną przerwą wakacyjną). Na początku terapii myślałem, że rok to szmat czasu, a teraz czuję, że nie wszyscy w pełni rozwiązali swoje problemy związane z ułożeniem relacji, czy też ze zmianą relacji w stosunku do pijących rodziców i do najbliższego ich otoczenia (rodzeństwa, kuzynów itp.). Wiem, że nie tylko osoby uzależnione potrafią wzbudzić często nieuzasadnione poczucie winy. Bardzo dobrze wychodzi to również osobom, którymi otaczają się alkoholicy. Pod takim wspólnym „ostrzałem” można zwątpić jeśli wezmą górę emocje. Trudno wtedy zachować dystans. Do tego dochodzi brak wsparcia, które otrzymywaliśmy na terapii. No cóż, życie pokaże. Szczerze życzę wszystkim, aby sobie z tym poradzili i nie wracali na ponowną terapię.
Chociaż z drugiej strony – wiedza, że można ponownie przejść terapię DDA daje nadzieję, bo my wszyscy wiemy że są miejsca, w których można poprosić o pomoc, a nie zadręczać się bez reszty. W moim odczuciu osobie, która przeszła terapię łatwiej podjąć decyzję o ponownym uczestnictwie w grupie DDA.
Jeśli chodzi o mnie, to z najbliższej rodziny tylko brat rodzony jest alkoholikiem. Rodzice (oboje uzależnieni) już nie żyją. Jestem więc spokojny o siebie. Nabrałem dystansu do niego (brata) i do osób, które starały się wzbudzić we mnie poczucie winy w stosunku do brata, bo „on jest taki biedny i samotny”. Ale ja mu nie polewałem, nie namawiałem do zakupów ratalnych, do telefonu komórkowego na abonament, do kredytów, do życia ponad stan, w końcu do niepłacenia czynszu za mieszkanie. Jest dorosły. Ja mam swoją fajną rodzinkę: żonkę i trójkę dzieci (12-latek i 3-letnie bliźniaki) i tu chcę się angażować.
Teraz, jak już nie chodzę na grupę DDA, to coś się we mnie przestawiło. Wcześniej zawsze wiedziałem, że jak mam problem, to mogę o nim powiedzieć na grupie i otrzymać pomoc. I tak mniej więcej funkcjonowałem. W tej chwili jest już inaczej. Jak mam problem, to muszę go sam rozwiązać. Już nie ma grupy. Ale mam już pewne doświadczenie w tym, jak sobie z nim poradzić. Wiem że muszę sobie poradzić z problemem. Zawsze byłem tego świadomy ale tkwiło to raczej w mojej podświadomości. Teraz nie ma oczekiwania na grupę – jestem ja i życie codzienne. Świata nie obchodzi to, że je będę nieszczęśliwy. Świat będzie szedł do przodu. Tylko ode mnie zależy, czy będę szczęśliwy czy niespełniony i zgorzkniały, radosny czy smutny. Czuję, że na terapii wzmocniłem się psychicznie i myślę, że trudno mnie będzie zmanipulować. Jestem spokojny, ale dosyć często jeszcze wspominam ludzi z grupy i osobę prowadzącą, która niezmiernie mi pomogła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz