Dziś jest kilka dni po tym, jak odszedł dziadek. Był to schorowany człowiek, więc poza smutkiem jest również uczucie ulgi bo nie muszę patrzyć jak się męczy.
Ale nie o tym chcę pisać...
Wiedziałem, że na pogrzebie spotkam swojego brata.To właśnie on spowodował, że chodzę na terapię DDA (więcej o moim bracie w zakładce "O sobie"). Ku mojemu zdziwieniu nie czułem żadnego lęku, czy też niepokoju.
Jechałem tam spokojny - smutny - ale spokojny. Brat już tam był. Wszedłem do Domu pogrzebowego i nasze spojrzenia spotkały się. W jego spojrzeniu wyczytałem oskarżenie, pretensję (kiedyś brat mówił mi, że jak się rozwodził, cytuję: "po sprawie w Sądzie wyszedłem i spojrzałem na nią a Ona to zrozumiała"), więc dla niego gra spojrzeń była i jest bardzo ważna. Ja natomiast zrobiłem coś, czego On chyba nie przewidział - podszedłem po prostu i podałem mu rękę. Dla mnie to co zrobiłem było bardzo oczywiste, a zobaczyłem u niego duże zdziwienie.Ale cóż, zostawiłem go z tym i odszedłem do żonki i dzieci. Później drugi raz spotkałem go na stypie. Po prostu, usiadłem między ludźmi, z którymi chciałem być a tak się złożyło, że mój brat siedział naprzeciw mnie. I znowu nic. Czułem się bardzo swobodnie. Mój "komplikator" był wyłączony. Niczego sobie nie dopowiadałem. Co innego mój brat. Widziałem, że czuł się skrępowany. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ale jak potrzebowałem jakiejś potrawy, to zdarzało się, że go o nią prosiłem. Pod koniec stypy dałem mu szansę na rozmowę ze mną. Podszedłem do niego i zapytałem czy pojedzie ze mną, czy też ma jakiś inny transport. Mógł wybrać. Po chwili wahania powiedział, że przyjechał z ciocią i chyba powinien z nią wrócić. Odpowiedziałem tylko, że jak zmieni zdanie, to niech da mi znać. To zasługa terapii. Zacząłem wszystkich ludzi dorosłych traktować jak osoby dorosłe. zwłaszcza myślę tu o osobach z mojej najbliższej rodziny. Wcześniej jako DDA czułem się za nich odpowiedzialny. Terapia DDA uzmysłowiła mi rzeczy oczywiste, a mianowicie że osoby dorosłe odpowiadają za swoje czyny i ponoszą ich konsekwencje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz